piątek, 25 listopada 2016

Didgeridoo Bike.

   Jak wiecie od ponad roku pomału kompletujemy sprzęt na naszą wyprawę. Ale jak do tej pory nie było na ten temat żadnego wpisu. Spytacie dlaczego? Ano dlatego, że razem z całą masą zgromadzonego szpeju, chcemy Wam zaprezentować to, co najważniejsze, czyli rowery. I wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że ten wielki dzień, kiedy to odbiorę z warszawskiej firmy Velove mojego fatbike'a, jest tuż-tuż. Zanim to jednak nastąpi, zapraszam Was do zobaczenia krótkiego filmu z procesu personalizacji ramy według mojego pomysłu.

środa, 16 listopada 2016

Mamy logo!

   Dzisiaj krótki wpis, po to tylko by pochwalić się Wam naszym nowym logo. Zaprojektowała je specjalnie dla nas, jako swój wkład w naszą wyprawę, Pani Agnieszka Gajewska, właścicielka rybnickiej Agencji Artystycznej e-graficy.pl, za co jej serdecznie dziękujemy. A oto ono:


Ładne, prawda...?

wtorek, 8 listopada 2016

Vätternrundan 2017.

   W ramach uwieńczenia naszych przygotowań do przejechania Canning Stock Route, postanowiliśmy ponownie zmierzyć się z trzystukilometrową trasą wokół jeziora Vättern, którą obaj pokonaliśmy w latach ubiegłych. W związku z tym kilka tygodni temu zarejestrowaliśmy się na liście chętnych, a wczoraj osiem sekund po godzinie 19:00, Piotrek potwierdził naszą gotowość i szczęśliwie (obowiązuje zasada "kto pierwszy - ten lepszy") zostaliśmy zakwalifikowani!

   Start w pięćdziesiątej drugiej edycji Vätternrundan, która odbędzie się 16 i 17 czerwca 2017 roku, traktujemy nie tylko jako sprawdzian naszych sił i wytrzymałości, ale także jako promocję i reklamę całego przedsięwzięcia. W związku z tym mamy zamiar trasę wyścigu przemierzyć na naszych fatbike'ach, tych samych, które zabierzemy dwa miesiące później do Australii! Zapewne nie będzie to łatwe, ale prawdopodobnie będziemy pierwszymi i jedynymi wariatami, którzy na rowerach zupełnie z innej bajki, pokażą się na tej części szwedzkiego klasyka. Mamy nadzieję, iż dzięki temu zrobimy wokół naszej wyprawy trochę szumu, co przełoży się na wzrost zainteresowania ze strony mediów. Zobaczymy...

http://vatternrundan.se/en/

czwartek, 8 września 2016

Fatbike to za mało...

   Chociaż rowery, którymi będziemy przemierzać CSR należą do najwytrzymalszych na świecie, a ilość wiezionego bagażu i sprzętu ze względu na masę, ograniczymy do niezbędnego minimum, to i tak nie ma mowy by wszystko zmieściło się nam na naszych fatbike'ach. Mam tu na myśli konkretnie wodę, której całkiem spory zapas musimy wieźć ze sobą, gdyż odległości pomiędzy tymi studniami na naszej trasie, w których możemy się jej spodziewać, niejednokrotnie idą w setki kilometrów. Jeśli chodzi o żywność, to dzięki procesowi liofilizacji jesteśmy w stanie wziąć jej mniej więcej tyle, by starczyło na całą wyprawę, natomiast wody w proszku, póki co, nikt jeszcze nie wymyślił. Dlatego każdy z nas będzie wyposażony w cztery dziesięciolitrowe bukłaki, których zawartość powinna nam starczać na mniej więcej trzy do czterech dni, a które będziemy napełniać przy każdej sposobności. Niestety ich masa w połączeniu z masą całej reszty ekwipunku, samego roweru i nami, powodowałaby, iż jazda po tym trudnym pustynnym terenie stałaby się niemożliwa. Rowery po prostu zapadałyby się w piachu i to pomimo swych monstrualnie szerokich opon.

   Z tego powodu do transportowania wody skorzystamy ze sprawdzonego patentu, a mianowicie z jedynych na świecie jednokołowych przyczepek firmy Extrawheel o nowej konstrukcji, które zostaną wyprodukowane specjalnie dla naszych fatbike'ów. Będziemy zatem pierwszymi użytkownikami i zarazem testerami przyczepek zaprojektowanych od początku z zamysłem stosowania ich do coraz popularniejszych "grubasów".

http://www.extrawheel.com/pl/4/

   Jak sama nazwa wskazuje, przyczepki w które wyposaży nas nasz sponsor, spełniają dwie funkcje: pierwsza, o której już wcześniej wspomniałem, to odciążenie roweru z części bagażu, a druga, nie mniej ważna, to bycie dawcą części zapasowych, a konkretnie koła, gdyż każda przyczepka Extrawheel jest indywidualnie wyposażana w takie samo koło na jakich jedzie dany rower. Nie muszę chyba wyjaśniać jak istotny to fakt w terenie, w którym o uszkodzenia nie trudno, a od najbliższego serwisu dzielą nas tysiące kilometrów? Dlatego w tym miejscu chcielibyśmy BARDZO SERDECZNIE podziękować firmie Extrawheel za włączenie się w naszą wyprawę i obdarowanie nas swoimi niezwykłymi przyczepkami, dzięki którym będziemy się tam, daleko od cywilizacji, czuli znaczniej bezpieczniej. Zapraszamy również do zakładki 'Sponsorzy', gdzie znajdziecie Państwo kilka informacji o firmie Extrawheel oraz do odwiedzenia ich strony internetowej.

środa, 7 września 2016

Przygotowania trwają.

   Wielu z Was zadaje mi pytanie: "Jak Wam idzie z przygotowaniami?". Odpowiedź jest taka, że dobrze, ale mogłoby być lepiej. Zaraz to rozwinę...

   Program treningowy już zaczęliśmy ponieważ za rok o tej porze będziemy zmagać się z piaskiem i własnymi słabościami. Tak więc zbędne kilogramy znikają a na naszych ciałach pojawiają się wyraźniejsze zarysy mięśni oraz coraz bardziej widoczne są naczynia krwionośne. Mam tylko nadzieję, że to nie żylaki ;)

    Wstajemy o dziwnych dla normalnych ludzi porach i trenujemy zarówno na rowerku jak i te grupy mięśniowe, które będą narażone na długotrwałe obciążenia podczas CSR. Robimy to o tak wczesnych godzinach przede  wszystkim dlatego, by nie zabierać cennego czasu w ciągu dnia naszym ukochanym dzieciom oraz żonom ale również aby przestawić nasze zegary biologiczne i przyzwyczaić organizmy do porannego wysiłku na czczo... Z racji panujących na szlaku wysokich temperatur większość dystansu będziemy pokonywać w godzinach porannych. Ani ja ani Marcin nie należymy do tych osób które motywują się do treningów poprzez robienie selfie lub zamieszczanie informacji o tym że podniosłem tyle złomu albo przejechałem tak szybko dany dystans więc może dlatego wielu z Was zapytuje jak nam idzie...

Dni tacierzyńskie nie są wolne od treningów

   Mogłoby być lepiej...

  Cały czas poszukujemy firm oraz osób prywatnych chętnych by nam pomóc w tym przedsięwzięciu i jeszcze raz chciałem zachęcić wszystkich do wspierania nas. Więcej informacji znajdziecie na głównej stronie bloga a w zakładce 'Sponsorzy' i 'Podziękowania' możecie sprawdzić kto już nam pomaga :)

   Wkrótce zamieścimy więcej szczegółów dotyczących naszych postępów w przygotowaniach.
 
   Do napisania!

wtorek, 28 czerwca 2016

Test rowerowego potwora.

   Miałem okazję wczoraj przetestować fatbika i dobrać właściwy dla mnie rozmiar ramy u velove.pl gdzie spotkałem się z miłym i profesjonalnym przyjęciem przez Kacpra. Niezwykłe uczucie jechać na tym  potworze w piasku, glinie i wodzie. Nie da się go w żaden sposób porównać do mountainbika...


   Teraz wiem, że nasz cel przejechania pustyni jest jeszcze bardziej realny. Cały czas jednak poszukujemy sponsorów i osób prywatnych chętnych by nam pomóc w tym przedsięwzięciu. Zamówiliśmy dopiero jeden rower a jest nas dwóch...

wtorek, 21 czerwca 2016

Zaskoczenie.

   Nasi drodzy Czytelnicy...

   Kolejny wpis na tym blogu miał być poświęcony sprzętowi, który już na nasz wyjazd zgromadziliśmy, a którym chcieliśmy się Wam pochwalić. Czekaliśmy tylko na przybycie pierwszego roweru (zresztą nadal czekamy). Jednak stało się tak, że już któryś raz spotyka nas z Waszej strony niesamowicie miła niespodzianka i postanowiliśmy na ten fakt w końcu zareagować. Ale po kolei...

   Jak wiecie zwróciliśmy się do kilkudziesięciu firm w Polsce i w Szwecji z prośbą o finansowe bądź rzeczowe wsparcie naszej wyprawy. Odzew był mniej więcej taki, na jaki byliśmy przygotowani przez innych podróżników z większym niż nasze doświadczeniem w tej materii. Czyli szału nie ma, ale kilka firm znacząco nam pomaga. Jakież zatem było nasze zdziwienie, gdy zaczęli się do nas zgłaszać zwykli ludzie nie reprezentujący żadnych instytucji, a jedynie chcący prywatnie dorzucić się do naszej kasy, nie oczekując niczego w zamian. Początkowo nie wiedzieliśmy co z tym fantem zrobić, ale koniec końców zdecydowaliśmy się z tych odruchów serc Waszych skorzystać, gdyż każda, nawet najmniejsza kwota, przybliża nas do sukcesu, czyli wspólnego wyjazdu. Ziarnko do ziarnka...

   Nie chcemy jednak by ta Wasza pomoc pozostała całkowicie anonimowa i niczym nie nagrodzona. W związku z tym postanowiliśmy jakoś się Wam odwdzięczyć i wymyśliliśmy coś takiego: otóż każdy kto wesprze nas kwotą 40,00 PLN (10,00 EUR, 100,00 SEK) lub większą, może liczyć na jedną z trzech rzeczy do wyboru*:

1. Pocztówkę z pozdrowieniami i podziękowaniami z Australii.
2. Artefakt ze szlaku (kamyk, bryłka soli).
3. Wybrane przez siebie zdjęcie z naszej wyprawy w dobrej jakościowo odbitce wraz z naszymi na nim podziękowaniami i podpisami.

Ponadto każdy (niezależnie od kwoty nam podarowanej), kto wyrazi na to zgodę, zostanie wymieniony z imienia i nazwiska w zakładce 'Podziękowania' niniejszego bloga.

   Jako, że na okoliczność wyjazdu nie zakładamy żadnych dedykowanych rachunków bankowych, a korzystamy z naszych prywatnych, bardzo prosimy by każdorazową wpłatę opatrzyć komentarzem według poniższego wzoru, dla jednoznacznej identyfikacji i abyśmy czasem o kimś nie zapomnieli:

CSR. Nazwa pamiątki. Zgoda bądź jej brak na umieszczenie w zakładce 'Podziękowania'. Email dla kontaktu. Adres zamieszkania dla wysłania pamiątki.

Oto przykłady:

CSR. Kamyk. TAK. jan.nowak@gmail.com. 41-500 Chorzów, ul. Dąbrowskiego 62a/6.
CSR. Pocztówka. NIE. jan.nowak@gmail.com. 41-500 Chorzów, ul. Dąbrowskiego 62a/6.

   No i na koniec pozostaje nam jeszcze tylko podać numery kont dla wpłat (do znalezienia także w zakładce 'O nas', bo tutaj za jakiś czas zaginą przygniecione kolejnymi publikowanymi wpisami):

Wpłaty z Polski:
PLN: 28 1140 2004 0000 3302 7529 1726

Wpłaty ze Szwecji:
SEK: 4215 18 48 473
SWISH: +46709746199

Wpłaty z reszty Świata:
EUR: PL95 1140 2004 0000 3712 0317 9132
PayPal: paypal.me/Mahawatar 
 
Dziękujemy za każdą złotówkę!

* Jako, że poprzez nasz wyjazd postanowiliśmy wesprzeć Berenikę Borkowską w jej walce z ciężką chorobą (więcej tutaj), połowę każdej wpłaconej kwoty przeznaczymy na rehabilitację i kosztowne operacje, które wkrótce ją czekają.

środa, 15 czerwca 2016

Dziękujemy kolejnemu sponsorowi!

   Mam zaszczyt zaprezentować pierwszą lokalną firmę w Szwecji, która postanowiła nam pomóc. Svennes motor och cykel ma silną pozycję na lokalnym rynku i jest z nami w Värnamo od 1987 roku. Oferuje tylko najwyższą jakość zarówno wśród swoich produktów jak i usług serwisowych. Zapraszam serdecznie do odwiedzenia zakładki 'Sponsorzy', aby dowiedzieć się więcej o firmie.

http://svennescykel.se/

piątek, 3 czerwca 2016

Co ja mam na siebie włożyć...?

   Tego pytania nasze rowery już zadawać nie będą musiały. A to dzięki kolejnemu sponsorowi, który dołączył do naszej wyprawy. Znany polski producent sakw z Białegostoku, firma CROSSO, postanowił ofiarować nam po komplecie swoich znakomitych wyrobów. Bardzo się z tej szczodrości cieszymy, doceniamy i z dumą będziemy używać świetnych, szytych w Polsce sakw, o których legendarnej jakości niechaj świadczy chociażby liczba czołowych polskich podróżników rowerowych, którzy właśnie w nie wyposażeni przemierzają najodleglejsze i najtrudniejsze szlaki świata. Wystarczy tylko poszukać w internecie...

Tak więc jedziemy z CROSSO!!!

http://crosso.pl/pl/

   Zapraszamy do krótkiej notki w zakładce 'Sponsorzy' oraz do odwiedzenia ich strony internetowej.

środa, 25 maja 2016

Eksperyment(y).

   Przygotowanie tego wpisu zajęło mi nieco więcej czasu niż pierwotnie planowałem, ale wreszcie jest! Na początek proponuję zobaczyć poniższy film:


   Ufff! Tak to wyglądało ponad miesiąc temu. W filmie nie wyjaśniam dlaczego posługuję się słowem "eksperyment" i w ogóle kilka innych istotnych kwestii umknęło mi podczas mówienia do kamery, więc postaram się wszytko to teraz pokrótce wyjaśnić.

   Po pierwsze, jak zapewne zdążyliście już wywnioskować, mój eksperyment został zakończony - wszystkie liofilizaty otrzymane od firmy LYO FOOD przeszły przez mój przewód pokarmowy. I właśnie tego miał dotyczyć eksperyment - jak zachowa się mój organizm na takiej diecie, czy się nie rozstroi, czy będę miał dość energii na normalne funkcjonowanie oraz codzienne treningi, no i last but not least, czy mi będzie zwyczajnie smakować. Przy okazji przeprowadziłem drugi eksperyment, a mianowicie zadebiutowałem przed kamerą i teraz poobserwuję jaki to przyniesie odzew w statystykach. Myślę, że nie wypadłem najgorzej, choć przyznam, że filmowanie siebie, mówienie do kamery i w miarę swobodne zachowywanie się, pomimo, iż robione w domowym zaciszu, są lekko stresujące, co zapewne widać. Jak już napisałem wyżej, moje zdenerwowanie odbiło się niestety na merytorycznym przekazie, w którym zabrakło z tego powodu paru ważnych informacji. Spieszę, więc naprawić swoje błędy...

   Rozpoczynając test miałem nadzieję, że potrawy o najwyższym stopniu kaloryczności będą zarazem najsmaczniejsze, i że to właśnie na nich będziemy mogli oprzeć w głównej mierze naszą wyprawową dietę. Okazało się, iż z grubsza rzecz biorąc, tak właśnie jest. Przynajmniej jeśli chodzi o dania główne, bo tzw. śniadania, to zupełnie nie moja bajka i chyba prędzej padłbym na wyprawie z głodu lub żywił się Spnifexem, niż do nich przywykł.


   Z moich szacunkowych wyliczeń, bazujących na doświadczeniach własnych jak i Jakuba oraz Mateusza, wynika, że dzienna racja energetyczna powinna zawierać się w przedziale od 1500 do 2000 kcal. Oczywiście nie pokryje ona w stu procentach poniesionych wydatków, ale umożliwi przetrwanie przez zakładany, trzydziestopięciodniowy okres, zwłaszcza jeśli uda się przed wyjazdem zgromadzić odpowiednie zapasy tłuszczu pod własną skórą. Przy tym założeniu powinniśmy zabrać circa od 55000 do 70000 kcal na całą wyprawę dla każdego z nas. Jak łatwo obliczyć daje to sumaryczną masę jedzenia jakie musimy ze sobą tachać, równą około 20 kg na osobę i to przy założeniu zaopatrzenia się tylko w te najbardziej kaloryczne produkty z grupy dań głównych, a co za tym idzie skazanie się na kulinarną monotonię. Oczywiście nie mamy zamiaru zabierać z Polski jedzenia, które zabezpieczy nas według powyższych wyliczeń w stu procentach. Myślimy, że wystarczy jeśli liofilizaty stanowić będą około dwóch trzecich wiezionej przez nas żywności, a na resztę, którą kupimy już na miejscu w Australii złożą się takie produkty jak: Nutella, masło orzechowe, orzechy, rodzynki, mleko w proszku, oliwa, musli czy choćby cukier.

   Podsumowując przeprowadzony test stwierdzam, iż liofilizowana żywność firmy LYO FOOD jest tym, co chcemy ze sobą zabrać na Canning Stock Route. Nie spowodowała ona u mnie żadnych przykrych dolegliwości (z wyjątkiem obu dań śniadaniowych, których zwyczajnie nie potrafiłem przełknąć), funkcjonowałem na niej zupełnie normalnie i miałem podczas przygotowywania posiłków sporo uciechy. Dzięki produktom LYO FOOD, przy stosunkowo niewielkiej masie, będziemy mieli do dyspozycji całkiem sporo bogatego w energię i inne niezbędne składniki jedzenia, a przy tym będzie ono po prostu smaczne, co jest nie do przecenienia podczas ponad miesięcznego rozbratu z kuchniami naszych kochanych żon (i mojej szwagierki...). Oczywiście jeśli tylko uda nam się to wszystko legalnie wwieźć na terytorium Australii, mając na uwadze ich bardzo restrykcyjne przepisy sanitarne. Zobaczymy...

sobota, 2 kwietnia 2016

Udało się!!!

   Przepedałowałem cały CSR! Od Halls Creek do Wiluny. Póki co jedynie na rowerku treningowym (a właściwie na ergometrze mającym możliwość wgrywania śladów GPS i symulowania obciążeń związanych z przewyższeniami), ale jednak! Nie oddaje on oczywiście trudności związanych z jazdą po piachu, do tego z dużo większym niż tylko sam rowerzysta obciążeniem. Nie było palącego słońca, natrętnych much i kłujących traw. A po treningu nie musiałem rozbijać obozu, zbierać drewna na ognisko i zadowalać się skromną kolacją. Mogłem najeść się do syta, wziąć prysznic i położyć się we własnym łóżku. Niemniej jednak pewien obraz czekającego nas wysiłku ta próbna jazda mi dała. Szacuję (pomijając wszelkie inne niedogodności związane z poruszaniem się po australijskich pustyniach, a biorąc pod uwagę jedynie aspekt wykonanej pracy), iż sumaryczne obciążenie, któremu musiałem podołać na tych prawie 1700 kilometrach, wyniosło między 1/5, a 1/4 tego, z którym przyjdzie nam się zmierzyć w rzeczywistości. Wnioskuję to z faktu, iż takie wielkości jak czas jazdy, średnia prędkość czy spalone kalorie pomnożone lub podzielone przez 4, dają w przybliżeniu wartości osiągane przez Jakuba i Mateusza. Dla przykładu: moja średnia prędkość wyniosła 33,3 km/h, co podzielone przez 4 daje 8,4 km/h, czyli średnią prędkość jazdy jaką osiągają poruszający się po Canning Stock Route rowerzyści. Z kolei mój wydatek energetyczny w wysokości 37000 kcal pomnożony przez 4 = 148000 kcal. Przyjmując, że 9000 kcal to kilogram spalonej masy, wychodzi 16 kg, czyli mniej więcej tyle ile obaj nasi poprzednicy stracili na wadze pokonując szlak. Tak więc pierwsze koty za płoty...
 
Dojechałem do Wiluny!

Trochę statystyk

   A w przyszłym tygodniu mam w planie przeprowadzenie eksperymentu na ludziach (a właściwie na ludziu), z którego szerszą relację zdam Wam już po jego zakończeniu.

   Zaczynamy także gromadzić niezbędny ekwipunek, który zaprezentuję i o którym napiszę nieco więcej w jednym z kolejnych postów.

   To na razie tyle doniesień z frontu.

 Aaa... i jeszcze jedno: wczorajszy wpis był oczywiście żartem primaaprilisowym :D

piątek, 1 kwietnia 2016

Bardzo przykra wiadomość :(

   Nasi drodzy Czytelnicy... Z niekłamanym żalem, przykrością i rozgoryczeniem śpieszę donieść, że z naszej wspaniałej wyprawy niestety nici. Wszystkie śmiałe plany, marzenia, poczynione przygotowania i poniesione wyrzeczenia poszły na marne. A to wszystko za sprawą "dobrej zmiany", a konkretnie programu "Rodzina 500+". Otóż dzisiaj, dosłownie jakąś godzinę po złożeniu przeze mnie wniosku o wypłatę świadczenia, otrzymałem informację z ambasady Australii (skąd oni się o tym dowiedzieli?), iż z powodu ubiegania się o wsparcie socjalne, nie spełniam kryterium dochodowego umożliwiającego otrzymanie wizy wjazdowej do Australii. Od tej decyzji nie przysługuje mi prawo odwołania przez okres trzech lat. Jestem tą informacją załamany i za bardzo nie wiem co dalej robić... Póki co wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób zaangażowali się w nasze przedsięwzięcie bardzo przepraszam, a jak tylko trochę ochłonę i nabiorę nieco dystansu do tej druzgoczącej informacji, to obiecuję, iż z każdym z Was osobiście się skontaktuję. To tyle na gorąco...

czwartek, 17 marca 2016

Coś się zaczyna dziać...

   Jak większość wypraw, tak i nasza nie mogłaby się odbyć bez wsparcia i pomocy ludzi dobrej woli oraz hojnych firm czy instytucji. Zwróciliśmy się zatem i nadal zwracamy z propozycją współpracy do kilkunastu podmiotów, z których oferty chcemy skorzystać oraz do podobnej, równie licznej grupy przedsiębiorstw, nie związanych bezpośrednio poprzez profil działalności z przemysłem turystyczno-wyprawowym, lecz dzięki swoim dotychczasowym działaniom jednoznacznie kojarzonych ze wspieraniem sportu, w szczególności rowerowego. Są wśród nich zarówno sklepy z wyspecjalizowanym sprzętem, odzieżą czy żywnością wyprawową, jak i usługodawcy w rodzaju przewoźników lotniczych czy firm ubezpieczeniowych.

   Z nieudawaną radością, a zarazem z nieukrywanym zaskoczeniem odnotowaliśmy całkiem spory, jak na takich, nikomu nie znanych  amatorów jak my, odzew. Oczywiście powiedzenie, iż oferty posypały się jak z rękawa byłoby sporym nadużyciem, ale kilka całkiem sporych, poważnych, znanych i szanowanych firm się do nas odezwało, oferując swoje wsparcie.

   Zatem z prawdziwą przyjemnością pozwolę sobie wymienić tutaj te z nich, z którymi mamy już ustalone konkrety:

http://www.skalnik.pl/

http://www.bikeman.pl/

http://lyofood.pl/

   Po więcej informacji na temat naszych dobrodziejów zapraszam do zakładki 'Sponsorzy', gorąco zachęcając jednocześnie do klikania linków prowadzących do ich stron, zaznajomienia się z ich ofertami i częstego z nich korzystania.

piątek, 4 marca 2016

Pierwsza przymiarka.

   W ubiegłą sobotę, 27 lutego, odwiedziłem warszawską firmę Velove, będącą jednym z dwóch polskich przedstawicieli Surly, czyli producenta fatbike'ów, którymi mamy zamiar przejechać Canning Stock Route. Po trzech godzinach rozmów z zakręconym i przesympatycznym Kacprem, muszę przyznać, że to co sami o sobie piszą na swojej stronie, ani na błysk szprychy nie odbiega od prawdy:

   "Velove to o wiele więcej niż sklep rowerowy. Velove to marka rowerowa, manufaktura, społeczność, dystrybutor, promotor. Tworzymy rowery, budujemy je “od zera”, projektujemy ramy, ubrania i komponenty rowerowe. Sprzedajemy jedynie przetestowane i porządne produkty."

   Celem mojej wizyty było podjęcie konkretnej decyzji co do modelu roweru, wielkości ramy, rodzaju opon oraz kilku innych, drobnych szczegółów. Nie spodziewałem się, że przy okazji omawiania tych kluczowych dla nas kwestii, dowiem się tak wielu ciekawych rzeczy związanych z wyprawowym przygotowaniem sprzętu. I to nie tylko rowerowego. Kacper hojnie dzielił się ze mną swoją ogromną wiedzą i doświadczeniem, doprowadzając w pewnym momencie do przekroczenia mojego progu chłonności umysłowej. Mam nadzieję, że jeszcze wiele godzin rozmów przed nami bo liczę, iż to właśnie Velove przedstawi nam całościowo najkorzystniejszą ofertę rowerów wraz z ich przygotowaniem do wyprawy i tym samym stanie się tej wyprawy partnerem.

Trochę nie ten rozmiar, ale to już SURLY PUGSLEY